Pokonywanie kilometrów rozpoczyna się od odpalenia silnika.
Nieważne, czy jest to jazda po alpejskiej autostradzie, pokonywanie w skwarze i kurzu dróg Sri Lanki, czy krążenie wąskimi uliczkami warszawskiej Pragi. Zawsze jest to nowa przygoda, nowe doświadczenia.
Nawet w miejscu, przez które przejeżdżaliśmy juz wielokrotnie możemy zobaczyć coś, co do tej pory było przed nami ukryte. Jazda motocyklem daje możliwość zobaczenia tego, czego nie można zobaczyć przez szybę samochodu.
Motocykl sprawia, że możemy dotrzeć do miejsc niedostępnych dla innych pojazdów. Nawet jeżeli podróżujemy w charakterze pasażera, czyli tzw. „plecaka”.
Jadąc motocyklem często walczymy z upałem. Innym razem jedziemy w strugach ulewnego deszczu. Czujemy zmiany temperatury, wilgoć, skwar itd. Niejednokrotnie trasa jest męcząca i wymaga od nas poświęcenia, jednak właśnie przez to mamy zupełnie inny kontakt z drogą, niż użytkownicy samochodów. Można powiedzieć, że czujemy wieloma zmysłami klimat miejsca, w którym jesteśmy.
Jesteśmy co prawda znacznie ograniczeni ilością rzeczy, jakie możemy ze sobą zabrać. Motocykl to nie to samo co samochód z dużym bagażnikiem.
To motywuje nas do większej organizacji przy pakowaniu i rezygnacji z zabierania niepotrzebnych przedmiotów. Ważne, że jesteśmy my i motocykl! Reszta to już kwestia drugorzędna.
W samym poznawaniu otaczającego nas świata nie jest najważniejszy typ motocykla. Istotne są dwa koła, kilka kilometrów drogi… I oczywiście osoba, która z Tobą podróżuje!
Nie zawsze można mieć do dyspozycji turystyczny motocykl, więc jedzie się na tym, czym się w tej chwili dysponuje.
W trakcie długich, ale również tych bardzo krótkich wycieczek na motocyklu poznaje się nie tylko mnóstwo nowych, nieodkrytych miejsc, ale także dużo interesujących ludzi. Jest to więc świetny sposób na pozyskanie nowych przyjaźni.
Osobiście muszę przyznać, że o ile na pewno przywiozłam ze sobą niezapomniane wrażeniaz objazdów motocyklem po Italii, czy ulicach lankijskich miast, o tyle cały czas zaskakują mnie także warszawskie zaułki…
Tak w wielkim skrócie wygląda zwiedzanie z perspektywy „plecaka”.
Ola Pola